Okres swoistego „wzrostu na sterydach”, wynikającego z bilionów dolarów, pożyczonych i wydrukowanych, które zasypały koronawirusową dziurę już się skończył. Wszystko wskazuje na to, że właśnie zaczął się okres mocnego hamowania. Moim zdaniem będzie on dotyczył, a właściwie już dotyczy, trzech najważniejszych obszarów gospodarczych, czyli USA, strefy euro i Chin. Jeśli weźmiemy dane kwartał do kwartału, to Stany Zjednoczone w pierwszym kwartale odnotowały spadek PKB o 1,5%, strefa euro urosła o 0,6%, a Chiny o 1,3%. Państwo Środka wygląda teoretycznie najlepiej, ale warto odnotować, że produkcja przemysłowa spadła tam w kwietniu 2022 roku o prawie 3% i jest to dopiero trzeci okres „na minusie” od momentu rozpoczęcia zmian gospodarczych lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Chiny znowu miały problemy z pandemią, a podstawową bronią w walce z nią jest zamykanie obszarów na których COVID 19 się pojawia. To hamuje wzrost. W dodatku Chiny mają wewnętrzne problemy ekonomiczne, jak choćby trudną sytuację na rynku nieruchomości, gdzie jest coraz więcej podmiotów zagrożonych bankructwem. Bezrobocie znowu wyraźnie wzrosło przekraczając 6% i dobijając niemalże do poziomu z apogeum pandemii z początku 2020 roku. To poziomy w tym kraju niespotykane. Sytuacja w Chinach przekłada się na resztę świata. Z jednej strony w postaci przerw w łańcuchach dostaw, z drugiej w postaci relatywnie mniejszego popytu. Trzeba pamiętać, że Chiny to nie tylko fabryka świata. To także coraz bogatsze społeczeństwo, które zgłasza chęć kupowania produkowanych w innych krajach towarów i usług. Ale nie tylko wewnętrzne problemy Chin są dla świata niekorzystne. USA, Euroland, także wiele innych państw walczy z inflacją. Z jednej strony są podejmowane decyzje o wygaszaniu programów „drukowania pieniądza”, z drugiej proces podnoszenia stóp procentowych się zaczął, albo się zaraz zacznie. To wszystko hamuje wzrost.
I w tym wszystkim trzeba uwzględnić skutki napaści Rosji na Ukrainę. Dało to jeszcze większy impuls inflacyjny i w wielu krajach doprowadziło do pogorszenia nastroju konsumentów i przedsiębiorców. A to nie sprzyja decyzjom zakupowym i inwestycjom. Niepewność nie pomaga w podejmowaniu decyzji w tym zakresie.
Spowolnienie już zatem mamy. Bardzo możliwe, że to nie koniec i że wspomniane przeze mnie trzy najważniejsze obszary gospodarcze wejdą w recesję. Problem w tym, że w przypadku USA i strefy euro będzie to oznaczało recesję przy wysokiej inflacji. W Chinach wskaźnik CPI wynosi nieznacznie powyżej 2% rok/rok, sytuacja tam jest zatem pod kontrolą. Ale w Stanach Zjednoczonych i w strefie euro jest on na poziomie ponad 8%. Wszystko to pachnie słowem, którego ekonomiści bardzo się boją - stagflacją - recesją przy wysokiej inflacji. Obawa wynika stąd, że w takiej sytuacji nie bardzo wiadomo, jak sobie radzić. Z jednej strony trzeba by obniżać stopy procentowe, żeby walczyć z recesją, a drugiej je podnosić, żeby hamować inflację. Jest jednak element, który pozwala na trochę optymizmu. Wiele wskazuje bowiem na to, że jeśli tylko nic dramatycznego się nie stanie, to w momencie nadejścia ewentualnej recesji, USA i strefa euro powinny już być w sytuacji inflacji, co prawda wysokiej, ale jednak spadającej. A to już nie wyglądałoby tak dramatycznie. Ale jeśli ten scenariusz się nie spełni, to sytuacja rzeczywiście nam się bardzo skomplikuje.